Juno Anna Dziewit-Meller 7,3
Podziwiam ludzi potrafiących celnie pisać krótkimi zdaniami. Szanuję Autorów, którzy nie tworzą super bohaterów, do których przyzwyczaiło nas kino i trochę również literatura. Proza Dziewit-Meller zasługuje na mój duży szacunek. Historia dwóch sióstr Aleksandry(aspirującej pisarki i dziennikarki) oraz Marianny(Instagramerki z sukcesami) jest tak zwykła, że aż swojska. Mogę dotknąć zwykłych, małych sytuacji, które również zdarzyły się w moim życiu. Bohaterowie "Juno" są ludźmi jak ja czy ty. Mają swoje mocne, jak i słabe strony, kompleksy, pragnienia czy niespełnione ambicje. Autorka prowadzi nas przez „Juno” z talentem, który widoczny jest gołym okiem. Wart podkreślenia w tej powieści jest sposób narracji, która to ze swobodą i gracją łamie „czwartą ścianę.” Zdecydowanie to lubię!
„Juno" mimo swego znużenia na wskroś w Polsce tu i teraz, w świecie jaki znamy, który każdy z nas kreuje trochę na pokaz mówi również, a może przede wszystkim o sprawach arcy istotnych. O życiu, o śmierci, o chęci przeżycia własnego epizodu na tym świecie w sposób godny, mający sens i wartość.
Miałem wrażenie, że piórem Autorki odmalowane są dylematy i czasem skrywane w głębi duszy wątpliwości obecnych 30-40 latków, ludzi, którzy urodzili się i dorastali na przełomie zdychającej komuny i rodzącej się transformacji. To o tych ludziach jest ta powieść. Dla mnie to w naszej literaturze wciąż nowe i świeże spojrzenie. Brawo.
Jednocześnie „Juno” portretuję Polskę i Polaków w sposób pozbawiony zadęcia, często ze sporą ilością szydery. Z wnioskami Autorki w części mogę się zgodzić, w części nie, ale to jak wiadomo kwestia indywidualnej perspektywy. Największy minus? Obraz wsi, ja rozumiem, że szydera, konwencja i oczko, ale jakoś nie mogłem się pozbyć wrażenia, że w „Juno” ta wieś i jej mieszkańcy jest dziełem wyobraźni Autorki, zintegrowanej już z perspektywą wielkomiejskiej inteligentki, która jednakowoż chciałby być inna niż wszyscy i „myśleć poza pudełkiem” i dlatego stara się bardzo mocno odwzorować mazurską głuszę. Jednak ja, jako czytelnik, mam wrażenie, że tu coś nie do końca wyszło i sposób myślenia prowincji jest dla Autorki równie egzotyczny, co dla mnie dywagacje o życiu w Kenii. Żeby sprawdzić czy mam rację musiałbym zgłębić biografię Pani Meller. Kiedy pisze o światku dziennikarskim czy literackim wyczuwalne jest żywe doświadczenie i własna obserwacja, kiedy zaś mowa o wsi przychodzą mi do głowy skojarzenia z różnymi Wysokimi Obcasami i tego typu mediami.
Wielki plus za zmierzenie się z tematem śmierci i odchodzenia osoby najbliższej. To było naprawdę poruszające prawdziwe i zostanie w mojej pamięci. Znakomita jest metafora związana z jeziorem.
„Juno” ma w sobie potencjał i klimat porównywalny z najlepszą prozą dla dorosłych Nienackiego. Ów potencjał nie został w moim odczuciu w pełni wydobyty przez twórczynię, Możliwe, że trochę zabrakło odwagi i bezkompromisowości na pograniczu skandalu rodem z Nienackiego właśnie.
Nie można mieć wszystkiego. Bardzo chętnie przeczytałbym jakąś dłuższą powieść niż „Juno” jest talent do rozwoju, zdecydowanie. Mocne 7 dla wnikliwej obserwatorki i naprawdę niezłej pisarki, książka czyta się sama.